Druga edycja Centralnej Sceny Tańca, organizowanej przez Mazowiecki Instytut Kultury i Fundację Artystyczną Perform, przyniosła widzom trzy wydarzenia spięte pod wspólnym tytułem „Życie w sieci”. Złożyły się na nie: drugi panel z cyklu „Krytyka i teoria tańca” tym razem prowadzony przez Julię Hoczyk, a której gośćmi byli Dorota Ogrodzka i Maciej Kuźmiński, pokaz pracy „Niemożliwe_jeszcze bardziej” w wykonaniu teatru tańca Mufmi oraz spektakl „Lunar” w choreografii Olgi Bury.
Choreografia Aleksandry Bożek-Muszyńskiej „Niemożliwe_jeszcze bardziej” była niejako podsumowaniem wcześniejszego panelu, gdzie uwaga zaproszonych gości skupiła się przede wszystkim na omówieniu problemów artystów wywołanych przez pandemię koronawirusa SARS-CoV-2. Podczas tej rozmowy usłyszeliśmy nie tylko o kłopotach twórców teatralnych, lecz także o wykorzystaniu przez nich nowych narzędzi, o poszukiwaniu zdalnych metod pracy i ich wpływie na formę czy tematykę produkowanych w tym okresie spektakli. Ogrodzka mówiła m.in. o zaletach i wadach komunikatorów wideo podczas pracy twórczej, a Kuźmiński wspomniał m.in. o roli energii, jaką nauczyciel tańca czy choreograf wnosi ze sobą na zajęcia, a która umyka podczas pracy zdalnej czy o Polskiej Sieci Tańca – projekcie prezentacji wyjazdowych, pozwalających na silną eksploatację choreografii – zmieniającej w okresie lockdownu swoją formułę i dostosowującej się do niespotykanych wcześniej warunków. Wszystkie te przemyślenia, doświadczenia i wspomnienia pokazywały, jak w sytuacji całkowitego zamknięcia teatrów dla publiczności tworzyć sztukę i pokonywać niemożliwe wręcz trudności.
W tym kontekście spektakl „Niemożliwe_jeszcze bardziej”, który jest kontynuacją projektu Mufmi sprzed kilkunastu lat, wpisał się w temat i w praktyce pokazał, jak można wykorzystać pandemiczne doświadczenia w pracy teatralnej. Nowa propozycja Mufmi odnosiła się do performance’u „Z góry na dół” (2009, chor. Anna Piotrowska), w którym prowadzeni przez tancerzy widzowie schodzili – w ramach uczestnictwa w wydarzeniu – z szóstego piętra budynku w Klubie Dowództwa Garnizonu Warszawa. Spektakl ten przy kolejnym pokazie, gdzie publiczność miała dla odmiany wchodzić po schodach okazał się niemożliwy do realizacji ze względu na przepisy BHP, został więc wystawiony pod tytułem „Z góry na dół_niemożliwe” przybrawszy formę swoistej „stypy po performance”. Kiedy zaś w 2020 roku Mufmi zaplanowało w obecnym składzie zespołu (Dorota Dunder, Ilona Przeciszewska, Aleksandra Wierzbicka) wznowić ten tytuł i zaproponować odbiorcom podobną podróż po schodach budynku Mazowieckiego Instytutu Kultury, wybuchła pandemia, a „Z góry na dół” stało się „jeszcze bardziej niemożliwe”…
Rzeczywistość sama napisała nowy scenariusz, zamykając tancerki i choreografkę w ich domach. Aby sprostać wyzwaniu i wznowić pomysł z 2009 roku spotykały się zdalnie, poprzez komunikatory wideo, wykonywały we własnych domach ćwiczenia zaproponowane przez Aleksandrę Bożek-Muszyńskiej, i w prywatnej przestrzeni, a nie na sali prób, były w procesie twórczym. Efekty tych poszukiwań zobaczyliśmy na scenie MIK-u, po ich wcześniejszej zapowiedzi na schodach budynku (inaczej być nie mogło).
Należy tu jednak zaznaczyć, że nie wszystkich widzów ciekawi sam proces twórczy czy podglądanie jego zaplecza, bo nie każdy chce przeżyć odarcie teatru z jego magii. Mnie niektóre procesy ciekawią niezwykle (jak np. ten historyczno-polityczny, jaki przeszli twórcy „IV RP Snów” Dawida Żakowskiego), a niektóre mniej lub w ogóle. I jak mam być szczera, to akurat zapisy z domów pokazywane na ekranie w tej choreografii po prostu mnie nużyły. Dziesiątki innych twórców wykorzystały już takie nagrania wcześniej, a w tych pokazanych w „Niemożliwe_jeszcze bardziej” nie było dla mnie nic, co mogłabym ze sobą wziąć dalej. Za to, gdy leżące na scenie tancerki obudziły się ze swojego letargu, kiedy przestały być obezwładnione, przytłoczone – na scenie Mazowieckiego Instytutu Kultury rozbłysły obrazy budowane z ich ciał. Bożek-Muszyńska naprawdę świetnie zapanowała nad kompozycją pustej przestrzeni, w której miała tylko, i aż, trzy bohaterki.
Zobaczyliśmy niezwykłe, choć proste, układy ciał na scenie, ciała wciąż ponoszące się i upadające, co nawiązywało – rzecz jasna – do wchodzenia i schodzenia po schodach, a wszystkie sekwencje wciągały w swój świat w sposób iście hipnotyzujący. Przy czym dodajmy, że rytm tego spektaklu był niejednolity, zdarzenia nie były przewidywalne, a wciąż widać było zmianę, zaskakujące celowe kontry, naprzemienną budowę i ruinę. Nierzadko, dzięki wspomagającemu całość światłu i muzyce, niemal nierealną, poetycką.
Z kolei „Lunar” Olgi Bury w swoich założeniach miał być spektaklem niezawieszonym w realności, całkowicie abstrakcyjnym. Co dla odmiany okazało się nieprawdą – bo to klarowna w swym nastroju afirmacja witalności, życia, pełna fantazji przedziwna opowieść o świecie poszukiwania własnej osobowości, własnego ja i wyzwalania go. Artyści już na samym początku swojego spektaklu sugerowali nam, że mamy myśleć o tej pracy jak o zdjęciach, ważnych chwilach zaklętych we wspomnieniach, pamiątkach czy humorze sytuacyjnym. Tak więc spektakl rozpoczyna się od pokazania nam gotowych, wystudiowanych kadrów, jakby tancerze przenieśli się o kilka dekad wstecz, a widzowie obserwowaliby ich jak w zakładzie fotograficznym, gdzie przeglądamy kolejne ujęcia zaproponowane przez niewidzialnego artystę.
Patrzyliśmy więc na wystudiowane pozy i układy jakiejś patchworkowej rodziny, a może grupki przyjaciół lub małej społeczności. Każdy jej członek był tutaj inny, miał własny charakter, styl, osobowość i pomysł na siebie. Byli jednak raczej otwarci na kontakt z drugim człowiekiem, na współdziałanie – bo mimo wielu indywidualnych scen, w których silne osobowości musiały się wyżyć i pokazać, na scenie mieliśmy przede wszystkim współpracę i działanie grupy na rzecz tej grupy.
Wraz z niezwykle intensywnym światłem lub jego celowo zaprojektowanymi niedoborami „Lunar” odkrywał przed nami swoich bohaterów. Pary niknęły w cieniu podczas swoich intymnych spotkań, a liderzy lub grupki tej dziwacznej społeczności „atakowały” nas swoimi osobliwymi pokazami na tle wściekle różowego, soczyście zielonego czy łagodnego błękitnego oświetlenia. Kosmos, jaki stworzyła dla swojego zespołu Olga Bury wyglądał tak, jakby jego rzeczywistość podzielona została na introwertyczną i ekstrawertyczną (swoja drogą, czyż nie na tych różnicach opiera się ludzkość w ujęciu psychologicznym?), a „wypełniaczami” pomiędzy nimi okazały się już tylko surrealistyczne konteksty i żarty sytuacyjne, tak jak ten ze sztućcami, które najpierw posłużyły za nietypową scenografię, powoli budowały szczególny nastrój, były ważne, istotne, kluczowe wręcz, a chwilę później z hukiem zostały porzucone w kącie sceny.
Nie było w tym spektaklu słabych wykonawców – zarówno sama Olga Bury, jak i towarzyszący jej w tej podróży Zuzanna Jeglorz, Karolina Jędrzejko, Marek Szajnar i Mateusz Wierzbicki okazali się autentyczni, przekonujący oraz w pełni oddani historii, jaką opowiadali. A była to historia o kosmosie – tym w nas i tym poza nami, o wolności, o wyzwoleniu i o… nagłej utracie wszystkiego. Spektakl zakończył się bowiem wymownym obrazem samotnie stojącej na scenie postaci, ubranej w biały kombinezon; w kombinezon izolujący ją od reszty ludzi, świata, wszechświata, i – zapewne – także od koronawirusa…
Sandra Wilk, Strona Tańca
„Niemożliwe_jeszcze bardziej” Mufmi, koncepcja i choreografia: Aleksandra Bożek-Muszyńska, wykonanie: Dorota Dunder, Ilona Przeciszewska, Aleksandra Wierzbicka, premiera: 16.09.2021; „Lunar” Olga Bury, koncepcja i choreografia: Olga Bury, wykonanie: Olga Bury, Zuzanna Jeglorz, Karolina Jędrzejko, Marek Szajnar, Mateusz Wierzbicki, muzyka: kolaż, oba pokazy w ramach: Centralna Scena Tańca (edycja II – „Życie w sieci”), organizator: Mazowiecki Instytut Kultury i Fundacja Artystyczna PERFORM, pokaz: Mazowiecki Instytut Kultury, 16.09.2021
Choreografia Aleksandry Bożek-Muszyńskiej „Niemożliwe_jeszcze bardziej” była niejako podsumowaniem wcześniejszego panelu, gdzie uwaga zaproszonych gości skupiła się przede wszystkim na omówieniu problemów artystów wywołanych przez pandemię koronawirusa SARS-CoV-2. Podczas tej rozmowy usłyszeliśmy nie tylko o kłopotach twórców teatralnych, lecz także o wykorzystaniu przez nich nowych narzędzi, o poszukiwaniu zdalnych metod pracy i ich wpływie na formę czy tematykę produkowanych w tym okresie spektakli. Ogrodzka mówiła m.in. o zaletach i wadach komunikatorów wideo podczas pracy twórczej, a Kuźmiński wspomniał m.in. o roli energii, jaką nauczyciel tańca czy choreograf wnosi ze sobą na zajęcia, a która umyka podczas pracy zdalnej czy o Polskiej Sieci Tańca – projekcie prezentacji wyjazdowych, pozwalających na silną eksploatację choreografii – zmieniającej w okresie lockdownu swoją formułę i dostosowującej się do niespotykanych wcześniej warunków. Wszystkie te przemyślenia, doświadczenia i wspomnienia pokazywały, jak w sytuacji całkowitego zamknięcia teatrów dla publiczności tworzyć sztukę i pokonywać niemożliwe wręcz trudności.
W tym kontekście spektakl „Niemożliwe_jeszcze bardziej”, który jest kontynuacją projektu Mufmi sprzed kilkunastu lat, wpisał się w temat i w praktyce pokazał, jak można wykorzystać pandemiczne doświadczenia w pracy teatralnej. Nowa propozycja Mufmi odnosiła się do performance’u „Z góry na dół” (2009, chor. Anna Piotrowska), w którym prowadzeni przez tancerzy widzowie schodzili – w ramach uczestnictwa w wydarzeniu – z szóstego piętra budynku w Klubie Dowództwa Garnizonu Warszawa. Spektakl ten przy kolejnym pokazie, gdzie publiczność miała dla odmiany wchodzić po schodach okazał się niemożliwy do realizacji ze względu na przepisy BHP, został więc wystawiony pod tytułem „Z góry na dół_niemożliwe” przybrawszy formę swoistej „stypy po performance”. Kiedy zaś w 2020 roku Mufmi zaplanowało w obecnym składzie zespołu (Dorota Dunder, Ilona Przeciszewska, Aleksandra Wierzbicka) wznowić ten tytuł i zaproponować odbiorcom podobną podróż po schodach budynku Mazowieckiego Instytutu Kultury, wybuchła pandemia, a „Z góry na dół” stało się „jeszcze bardziej niemożliwe”…
Rzeczywistość sama napisała nowy scenariusz, zamykając tancerki i choreografkę w ich domach. Aby sprostać wyzwaniu i wznowić pomysł z 2009 roku spotykały się zdalnie, poprzez komunikatory wideo, wykonywały we własnych domach ćwiczenia zaproponowane przez Aleksandrę Bożek-Muszyńskiej, i w prywatnej przestrzeni, a nie na sali prób, były w procesie twórczym. Efekty tych poszukiwań zobaczyliśmy na scenie MIK-u, po ich wcześniejszej zapowiedzi na schodach budynku (inaczej być nie mogło).
Należy tu jednak zaznaczyć, że nie wszystkich widzów ciekawi sam proces twórczy czy podglądanie jego zaplecza, bo nie każdy chce przeżyć odarcie teatru z jego magii. Mnie niektóre procesy ciekawią niezwykle (jak np. ten historyczno-polityczny, jaki przeszli twórcy „IV RP Snów” Dawida Żakowskiego), a niektóre mniej lub w ogóle. I jak mam być szczera, to akurat zapisy z domów pokazywane na ekranie w tej choreografii po prostu mnie nużyły. Dziesiątki innych twórców wykorzystały już takie nagrania wcześniej, a w tych pokazanych w „Niemożliwe_jeszcze bardziej” nie było dla mnie nic, co mogłabym ze sobą wziąć dalej. Za to, gdy leżące na scenie tancerki obudziły się ze swojego letargu, kiedy przestały być obezwładnione, przytłoczone – na scenie Mazowieckiego Instytutu Kultury rozbłysły obrazy budowane z ich ciał. Bożek-Muszyńska naprawdę świetnie zapanowała nad kompozycją pustej przestrzeni, w której miała tylko, i aż, trzy bohaterki.
Zobaczyliśmy niezwykłe, choć proste, układy ciał na scenie, ciała wciąż ponoszące się i upadające, co nawiązywało – rzecz jasna – do wchodzenia i schodzenia po schodach, a wszystkie sekwencje wciągały w swój świat w sposób iście hipnotyzujący. Przy czym dodajmy, że rytm tego spektaklu był niejednolity, zdarzenia nie były przewidywalne, a wciąż widać było zmianę, zaskakujące celowe kontry, naprzemienną budowę i ruinę. Nierzadko, dzięki wspomagającemu całość światłu i muzyce, niemal nierealną, poetycką.
Z kolei „Lunar” Olgi Bury w swoich założeniach miał być spektaklem niezawieszonym w realności, całkowicie abstrakcyjnym. Co dla odmiany okazało się nieprawdą – bo to klarowna w swym nastroju afirmacja witalności, życia, pełna fantazji przedziwna opowieść o świecie poszukiwania własnej osobowości, własnego ja i wyzwalania go. Artyści już na samym początku swojego spektaklu sugerowali nam, że mamy myśleć o tej pracy jak o zdjęciach, ważnych chwilach zaklętych we wspomnieniach, pamiątkach czy humorze sytuacyjnym. Tak więc spektakl rozpoczyna się od pokazania nam gotowych, wystudiowanych kadrów, jakby tancerze przenieśli się o kilka dekad wstecz, a widzowie obserwowaliby ich jak w zakładzie fotograficznym, gdzie przeglądamy kolejne ujęcia zaproponowane przez niewidzialnego artystę.
Patrzyliśmy więc na wystudiowane pozy i układy jakiejś patchworkowej rodziny, a może grupki przyjaciół lub małej społeczności. Każdy jej członek był tutaj inny, miał własny charakter, styl, osobowość i pomysł na siebie. Byli jednak raczej otwarci na kontakt z drugim człowiekiem, na współdziałanie – bo mimo wielu indywidualnych scen, w których silne osobowości musiały się wyżyć i pokazać, na scenie mieliśmy przede wszystkim współpracę i działanie grupy na rzecz tej grupy.
Wraz z niezwykle intensywnym światłem lub jego celowo zaprojektowanymi niedoborami „Lunar” odkrywał przed nami swoich bohaterów. Pary niknęły w cieniu podczas swoich intymnych spotkań, a liderzy lub grupki tej dziwacznej społeczności „atakowały” nas swoimi osobliwymi pokazami na tle wściekle różowego, soczyście zielonego czy łagodnego błękitnego oświetlenia. Kosmos, jaki stworzyła dla swojego zespołu Olga Bury wyglądał tak, jakby jego rzeczywistość podzielona została na introwertyczną i ekstrawertyczną (swoja drogą, czyż nie na tych różnicach opiera się ludzkość w ujęciu psychologicznym?), a „wypełniaczami” pomiędzy nimi okazały się już tylko surrealistyczne konteksty i żarty sytuacyjne, tak jak ten ze sztućcami, które najpierw posłużyły za nietypową scenografię, powoli budowały szczególny nastrój, były ważne, istotne, kluczowe wręcz, a chwilę później z hukiem zostały porzucone w kącie sceny.
Nie było w tym spektaklu słabych wykonawców – zarówno sama Olga Bury, jak i towarzyszący jej w tej podróży Zuzanna Jeglorz, Karolina Jędrzejko, Marek Szajnar i Mateusz Wierzbicki okazali się autentyczni, przekonujący oraz w pełni oddani historii, jaką opowiadali. A była to historia o kosmosie – tym w nas i tym poza nami, o wolności, o wyzwoleniu i o… nagłej utracie wszystkiego. Spektakl zakończył się bowiem wymownym obrazem samotnie stojącej na scenie postaci, ubranej w biały kombinezon; w kombinezon izolujący ją od reszty ludzi, świata, wszechświata, i – zapewne – także od koronawirusa…
Sandra Wilk, Strona Tańca
„Niemożliwe_jeszcze bardziej” Mufmi, koncepcja i choreografia: Aleksandra Bożek-Muszyńska, wykonanie: Dorota Dunder, Ilona Przeciszewska, Aleksandra Wierzbicka, premiera: 16.09.2021; „Lunar” Olga Bury, koncepcja i choreografia: Olga Bury, wykonanie: Olga Bury, Zuzanna Jeglorz, Karolina Jędrzejko, Marek Szajnar, Mateusz Wierzbicki, muzyka: kolaż, oba pokazy w ramach: Centralna Scena Tańca (edycja II – „Życie w sieci”), organizator: Mazowiecki Instytut Kultury i Fundacja Artystyczna PERFORM, pokaz: Mazowiecki Instytut Kultury, 16.09.2021