Zacznijmy od tego, że aktorzy w teatrze uczą się kwestii na pamięć, muzycy na koncertach nie śpiewają piosenek z kartki, poeci nie pokazują próbnych wierszy, malarze szkiców ołówkiem, a kompozytorzy nieskończonej partytury, w jakiej pobrzmiewają jeszcze fałszywe tony. Te oczywistości muszą przyjąć i zaakceptować wszyscy młodzi twórcy, którzy chcieliby zostać zauważonymi i przebić się na rynku artystycznym.
Podstawą sztuki jest jej sceniczna autentyczność i musi być to autentyczność bezdyskusyjna, tak więc bez prób i treningu obejść się nie może. To właśnie jej zabrakło w spektaklu „Panta Rhei”, wyprodukowanego w ramach projektu „Migracje” w Centrum Teatru i Tańca w Warszawie (premierę publiczność obejrzała w dniach 25-26 września 2021 r.), gdzie bohaterki – lesbijki czytały swój manifest (nomen omen bardzo dobry) i wykonywały swoje protest-songi szukając słów na kartkach.
W spektaklu nawiązującym swoim stylem do niemieckiej awangardy performatywnej tak po prostu nie wolno – to nie jest szkolna akademia czy jednorazowy występ w gejowskim klubie, ale teatr protestu i powinien wybrzmieć w nim bunt, krzyk, coś przekonującego, niepozostawiającego widza z wątpliwościami, co do intencji artystek. Absolutnie nie skreślam jednak z tego powodu Agaty Grabowskiej i Katarzyny Szugajew, bo ich propozycja ma ogromny potencjał. Była świeża, żywa, prowokacyjna, balansująca na skraju skandalu. Z tej okazji wręcz czekam na oburzone głosy „dziadersów” i jestem pełna nadziei, że ich napór czy krytyka zostaną przez autorki zmiażdżone, zarówno na płaszczyźnie konceptu artystycznego, jak i na płaszczyźnie feministycznej. Chcą pokazywać związki homoseksualne sprowadzając je do seksu i organów płciowych, zamiast mówić o miłości? – niech to robią, nawet jeśli nas takie podejście uraża czy obraża. Niech każdy sam sobie wybiera drogę.
Nikt nie ma prawa pouczać środowiska queerowego, w jaki sposób ma ono prowadzić swoją rewolucję, w jaki sposób ma wyrażać pragnienia, w jaki sposób ma walczyć z dyskryminacją i zdobywać swoją wolność. Naturalnym jest, że młode pokolenie będzie to robiło środkami innymi, niż poprzednie.
Dlatego w ogóle nie mam problemu z tym, że formuła „Panta Rhei” dotykała tańca konceptualnego, skupiając się bardziej na performatywnym, a nie na tanecznym ruchu, że pewne kwestie, np. dotyczące masturbacji, zostały jedynie symbolicznie zasygnalizowane, że śmiało mówiono o seksie i organach płciowych tworząc z nich kluczowe fetysze, że tancerki były półnagie, a jednocześnie ich stylizacja odzwierciedlała stereotypy dotyczące lesbijek, bo nawet to było pokazane przewrotnie (bardziej kobieca miała na sobie męski frak założony na gołe ciało, bardziej męska – seksowny kobiecy kostium z prześwitującej siatki, co wyraźnie wskazywało na główny temat tej pracy poświęcony binarności, swoistej płynności tożsamości płciowej).
Nie mierziło mnie to, że ich bunt pokazany został głównie na poziomie cielesnym i uderzał w mężczyzn, którzy nie są im potrzebni, ani to, że głównym rekwizytem w „Panta Rhei” były sztuczne penisy, dużo sztucznych penisów. Sceny z nimi były naprawdę zabawne, zdejmowały całkowicie odium z tego typu erotycznych zabawek – penisy służyły tutaj np. jako ozdoby stroju, ringo do rzucania, odstresowujące piłeczki do ugniatania i wreszcie, jako miecze do pojedynku. Być może nawet te sekwencje można było nawet rozbudować i wejść z tym nietypowym rekwizytem w większą interakcję z publicznością, wszak na ten spektakl przychodzić będą raczej ludzie młodzi (taka też była premierowa widownia w Centrum Teatru i Tańca w Warszawie).
Muzycznie całość prowadzona była w elektro-punkowej konwencji, co było świetnym pomysłem. Warto pochwalić autorki zarówno za ten wybór, bo muzyka autorstwa didżejki i artystki dźwiękowej z Krymu Zoi Michailovej była skomponowana w nowoczesny, mogący się podobać sposób, jak i za wyśpiewane, czy raczej wykrzyczane, teksty piosenek.
„Panta Rhei” jest spektaklem niejednoznacznym, porusza ważną i wciąż społecznie niezrozumiałą kwestię genderową, ma potencjał pracy mocnej – nie tyle skandalizującej, co raczej wzruszającej erotyczno-seksualny polski beton, ogromna szkoda więc, że – jak na razie – w obecnym kształcie nie ma szans na przekonanie do siebie (w większości przecież heteronormatywnej) widowni. Nie będzie skutecznego buntu, nie będzie edukacji i nie będzie zrozumienia bez całkowitej wiarygodności i zaufania do scenicznego autentyzmu. To warunek sine qua non.
Sandra Wilk, Strona Tańca
„Panta Rhei” Agata Grabowska, Katarzyna Szugajew, koncepcja: Agata Grabowska, wykonanie: Agata Grabowska, Katarzyna Szugajew, zdjęcia: Julia Krivich, muzyka: Zoi Michailova, produkcja: Centrum Teatru i Tańca w Warszawie, projekt powstał w ramach programu produkcyjnego „Transfuzje”, premiera: 25-26.09.2021, Centrum Teatru i Tańca w Warszawie, 26.09.2021