Ludzie osamotnieni

"Nie przepraszaj" Claire Saintard i Marek Klajda, foto: WILK
Odbywający się na żywo, w czasie chwilowego osłabienia pandemii w Polsce, projekt „Centralna Scena Tańca” skupił się na temacie bliskim w zasadzie wszystkim, czyli na rozmaitych aspektach izolacji. Efekty zamknięcia, osamotnienia, zmian w myśleniu o człowieku, relacjach międzyludzkich czy postrzeganiu społeczności silnie przeżywaliśmy w czasie lockdownu, często zapominając o tym, że dla artystów trwał on o wiele dłużej. Nic więc dziwnego, że teraz, gdy teatry zostały otwarte, upomnieli się o swoje.

W zasadzie to upomnienie dotyka izolacji w sposób raczej pośredni, ale i tak miło, że kurator programu wybrał akurat taki wątek. I tak, 24 czerwca 2021 r. w Mazowieckim Instytucie Kultury publiczność mogła zobaczyć pięć spektakli tańca – powstałych w czasie pandemii koronawirusa SARS-CoV-2 i wcześniejszych, które luźno związane były z przewodnim nurtem wieczoru, ale za to zaglądały w rozmaite aspekty ludzkiej psychiki i radzenia sobie z sytuacjami krytycznymi.

Przynajmniej dwie z tych propozycji pozostaną w pamięci na dłużej – to „La la la la la” Magdaleny Widłak oraz „Nie przepraszaj” w choreografii Thierry’ego Vergera i w wykonaniu Claire Saintard i Marka Klajdy – niemniej wszystkie prace cechowała nastrojowość i wspólnie stworzyły przyjazny, kameralny wieczór budujący atmosferę kontemplacji nad sytuacją ogólnego niepokoju, w jakiej się wszyscy niewątpliwie znaleźliśmy. Szkoda jedynie, choć to przecież drobiazg, że spektakle zostały zapowiedziane w MIK-u zbiorczo i bez przedstawienia zarysu problematyki, którą wybrali poszczególni artyści, bo byłoby dzięki temu łatwiej doszukiwać się różnic w ich spojrzeniach (nie tylko tych ruchowych ale i merytorycznych czy filozoficznych).

„Centralną Scenę Tańca – edycję 2: Izolacja” otworzyła autorska praca Magdaleny Widłak „La la la la la” zatańczona do muzyki Marii Peszek i Foksa oraz pięknych kompozycji Krzysztofa Komedy (m.in. do słynnej, diabelskiej, kołysanki). Mieliśmy tutaj rwany ruch – taniec pokazywany był w kontrze do statycznych pozycji, przywodzących na myśl chwile zastanawiania się nad każdym kolejnym krokiem, nad kolejnymi decyzjami, jakie trzeba podjąć. Wyraźnie widać było w tej choreografii dwie drogi, sprzeczności, wielkie kontrasty, ale największe brawa należą się za nietypowy ruch, wykrzywiony, wynaturzony ale prowadzony tak konsekwentnie, że to, co w tańcu (a już szczególnie w balecie) uznawane jest za błąd – np. nieobciągnięte palce u stóp tutaj stawało się atutem.

Widłak swoje nogi i ręce ustawiała non stop w „błędnych” pozycjach – całe jej ciało wyglądało jak nie z tego świata (nic w tym dziwnego, skoro zajmowała się tematem macierzyństwa widzianym w kontekście „Dziecka Rosemary” Romana Polańskiego). Podjęcie wątku sprzeczności uczuć, jakie mogą towarzyszyć ciąży – strachu pojawiającemu się obok wielkiej chęci, obowiązkom pojawiającym się obok miłości, wyborowi między spełnieniem a poświęceniem – było naprawdę ciekawe, niezwykle silnie przytrzymujące uwagę.

Wydawało mi się, że etiuda „La la la la la” trwała ledwie dwie minuty, a jednak był to cały kwadrans. Kwadrans pełny ruchu i bezruchu, skojarzeń, pytań, wątpliwości. Kwadrans zostający w pamięci. Nic więc dziwnego, że etiuda ta nie trafiła do grona tych premier tanecznych, które pokazane zostały tylko raz czy dwa, a jest wystawiana na różnych scenach od 2014 roku.

Podobne ujęcie tematu opartego na kontrastach zaproponowała także Joanna Brodniak w swoim „untold manifesto”, mimo że jej etiuda nie skupiała się na dylematach emocjonalnych, a miała w swoich założeniach zabarwienie społeczno-polityczne. Choreografia zagrana została w wielkim, barwnym kręgu światła – symbolicznie wygradzającym przestrzeń, niczym granice kraju. Brodniak pokazała naprawdę niezłą technikę ruchu, lecz brakowało mi w zaproponowanym układzie silnego wybuchu ekspresji, której wymagała w mojej ocenie ta akurat koncepcja spektaklu. Szkoda, bo autorski tekst do „untold manifesto” (z ang. „niewypowiedziany manifest”) jest trafny, wielowymiarowy, silny w wyrazie – czytamy w nim m.in. „jestem kobietą bez głosu i lustra / kryształowym spojrzeniem / które powraca przez gęstość i ogrom szalonego narodu / jestem człowiekiem bez prawa / karmionym tylko kłamstwem i desperacją (…) rewolucją samej siebie / to (nie) jest manifest, a gniewna tyrada (…) pragnienie siły i przeczucie słabości w niezrealizowanym akcie wypowiedzi  / przestaję wierzyć w siłę słowa / marzy mi się wersja zapasowa tego kraju”.

Jeśli więc mamy na scenie ową gniewną tyradę, płynącą wprost z wielkiego rozczarowania otaczającą rzeczywistością, polityką czy narodem – to cały teatr powinien aż drżeć w swoich posadach; nawet wtedy, gdyby autorka chciała nam pokazać nie tyle swoją niezgodę, a np. apatię i wypalenie aktywistyczne. Tak przynajmniej czuję, niewykluczając oczywiście, że oczekiwania innych mogą być od moich potrzeb zupełnie odmienne.

Praca „untold manifesto” ma jednak duży potencjał – jest naprawdę  rozwojowa, choć niekoniecznie w formie na wskroś estetycznej i zgodnie z klasycznymi pomysłami na „ładny” spektakl.

Przyzwoity był także miniduet „Nic dwa razy” w choreografii Anity Sawickiej, który wykonały Katarzyna Zakrzewska i Agata Urbaniak. Tancerki dobrze się w nim rozumiały, miały udane i równe partnerowanie, udało im się także stworzyć określony klimat. Opowiadały o niepowtarzalności każdej chwili, co zestawiły z tematem izolacji, w której wszystkie zdarzenia zaczynają zlewać się w jedną całość. Taniec Zakrzewskiej i Urbaniak swobodnie płynął i krył w sobie pewną pasję, ale zabrakło w nim charakterystycznych, łatwo rozpoznawalnych punktów zwrotnych, jednej może dwóch scen, które zaskakują i wnoszą jakieś nowe jakości czy ujęcia do tańca współczesnego. To oczywiście była tylko 7-minutowa miniatura, w jakiej nie wszystko da się zmieścić, ale i z tak krótkiego czasu scenicznego można wycisnąć o wiele więcej.

Wystarczy spojrzeć choćby na wideo „Device” Marcina Motyla, gdzie każda z siedmiu minut została wykorzystana niemal do cna. Nietypowy ruch wyprowadzany z jakichś przykurczów, mikroruchów, nieuświadomionych napięć ciała zajmował tutaj większość czasu projekcyjnego. Sam zaś artysta istniał w centrum uwagi zarówno w ruchu, jak i wtedy, gdy zatrzymywał określone pozy w zamrożeniu. Zajmującym było oglądać te przemiany z codziennego gestu w inne, wyglądające niczym odbicie w krzywych zwierciadłach.

Inspiracją do stworzenia tej pracy wideo była obserwacja codziennych zachowań przechodniów i życia toczącego się przy wielkomiejskich ulicach – żal więc, że w czasie, w którym chodniki i podwórka znów są zapełnione ludźmi publiczność obejrzała nagranie, a nie występ na żywo. Z drugiej strony forma filmowa pozwoliła artyście zbudować konkretną, dosyć ponurą w moim odbiorze, miejską przestrzeń i zaprosić do niej widzów na własnych warunkach.

Na zakończenie wieczoru „Centralnej Sceny Tańca” (za organizację której odpowiadała Fundacja Artystyczna PERFORM i Mazowiecki Instytut Kultury) publiczność obejrzała „Nie przepraszaj” według pomysłu Thierry’ego Vergera, czyli kolejną pracę tego francuskiego twórcy wykonaną przez Claire Saintard i Marka Klajdę. Ponownie duet ten okazał się wprost elektryzujący, a choreografia pełna i w zasadzie nieposiadająca wad.

Ta opowieść o jednym organizmie, składającym się z dwóch osób, nie była jednak historią miłosną (jeśli już to mówiła o erotyzmie), a przyjęła raczej formę  podróży dotyczącej bliskości, jedności, porozumienia, nierozerwalnej wspólnoty. Para tancerzy w zasadzie się nie rozdzielała, tworzyła z siebie i dla siebie wręcz malarskie obrazy i kształty – nie zawsze zresztą przypominające splecionych ze sobą ludzi.

Było coś magnetycznego w choreografii Vergera, a Claire Saintard i Marek Klajda zbudowali w niej nie tylko piękny i plastyczny ruch ale także intymność, własny emocjonalny świat na scenie. Ten świat był odrębny, silnie oderwany od zewnętrznego, ale… miał swoje dwa bieguny. Od nas natomiast zależało to, czy ważniejszym okazało się przyciąganie i połączenie czy też odpychanie i rozdzielenie. Dzięki temu zadaniu postawionemu widzom „Nie przepraszaj” można ocenić, jako spektakl uniwersalny, jako pracę, która powinna spodobać się każdemu, kto choć trochę rozumie naturę ludzką. Ta natomiast w przejaskrawiony sposób odkryła się nam podczas pandemicznej izolacji, nieprawdaż?

Sandra Wilk, Strona Tańca 

„La la la la la”, choreografia i wykonanie: Magdalena Widłak, muzyka: Maria Peszek i Foks – „Był sobie król”, Krzysztof  Komeda – „Main Title” i „Lullaby” Variation 4 z płyty „Rosemary’s Baby”, „Theme from the Motion Picture Rosemary’s Baby” z płyty Urszula Dudziak & Walk Away – Magic Lady CD, czas trwania: 15 minut; „untold manifesto”, choreografia i wykonanie: Joanna Brodniak, muzyka: „We are the pe ople” Iggy Pop, „Stil” Acid Arab feat Cem Yildiz, wsparcie produkcyjne: Bytomski Teatr Tańca i Ruchu Rozbark; „Nic dwa razy”, choreografia: Anita Sawicka, wykonanie: Katarzyna Zakrzewska i Agata Urbaniak, muzyka: Dhafer Youssef – „Un Soupir Eternel”, czas trwania: 7 minut; nagranie  wideo „Device”,choreografia i taniec: Marcin Motyl, muzyka: Emptyset – „Interstice”,  „Collapse”, produkcja: Marcin Motyl, czas: 7 minut; „Nie przepraszaj”, choreografia: Thierry Verger, wykonanie: Claire Saintard i Marek Klajda, muzyka: Martyna Kabulska i Piotr Dąbrowski, czas: 30 minut; pokazy w ramach: Projekt „Centralna Strona Tańca, edycja 2: Izolacja”, organizator: Fundacja Artystyczna PERFORM, Mazowiecki Instytut Kultury, pokazy na żywo: Mazowiecki Instytut Kultury, 24.06.2021